Im dalej w las…
…tym więcej drzew. Może w przypadku winorośli tak „drzewo”, jak i „las” wydają się niedorzeczne, ale kto by tam szukał logiki w ludowych porzekadłach. Rzecz w tym, że im dłużej obcuje się z winną materią, tym więcej nie tylko szczepów, regionów czy bardziej lub mniej wybitnych win. Tym częściej także interesują nas mniej oczywiste zakątki winiarskiego wszechświata.
W metodologii oceniania walorów degustowanego wina wskazuje się na oko, nos i usta (tak, tak, pisaliśmy o tym w premierowym wydaniu „Trybuszona”). Oko opowiada różne historie – wbrew pozorom jest ich więcej niż tylko rozróżnienie pomiędzy czerwienią i różem albo bielą i bursztynem. Ale żadna z metodologii oceny wina nie dotyczy elementu, z którym nasze oko konfrontuje się pierwsze – etykiety.
A dzieją się tam niekiedy rzeczy arcyciekawe i nie mówię jedynie o smacznych estetycznie eksperymentach, w których papierowa etykieta wypada z gry ustępując na przykład wzorom malowanym uzbrojoną w pędzel ręką artysty. Mówię o zaklętych w nich historiach, które uzupełniają te wyrażane przez winiarzy w winach. Właśnie one stały się punktem wyjścia artykułu Bartosza Wilczyńskiego 7 historii zapisanych na etykietach.
Nr 3029
Tagi: 3029, Trybuszon nr 3, czasopismo o winie